Pani Leokadia Zambrzycka (Sutryk) urodzona w Kazimierowie chciała po ukończeniu
szkoły podstawowej dalszą edukację kontynuować w michałowskim Liceum. Jednak
nie było jej dane, bo państwo Zambrzyccy (Józefa i Franciszek) posiadali 24
hektarowe gospodarstwo rolne. Przez władzę ludową byli nazywani
,,kułakami". Nie mając wyboru, z wielkim bólem poszła do szkoły zawodowej.
Była jedną z najlepszych uczennic. Ze smutkiem patrzyła na uczniów w LO.
Po śmierci Józefa Stalina (5 marca 1953 roku) w Polsce
nastała tzw. odwilż. I wówczas Leokadia Zambrzycka z wielką radością udała się
do Liceum. Radość nie była pełna. Władza ludowa chcąc dokuczyć ,,kułakom"
zakwalifikowała panią (jako jedyną) do prac w PGR z dala od domu.
- Pamiętam - mówi pani Lodzia - z rodzicami kosiliśmy kosą
zboże. Przyjechał nauczyciel i natychmiast musiałam jechać, na cały miesiąc do
prac polowych w PGR (Państwowe Gospodarstwo Rolne) na Mazurach. Nie mieli ze
mnie pożytku, bo cały czas chorowałam. Bardzo to przeżyłam, bo na wsi w
gospodarstwie rolnym rodziców mnóstwo prac polowych, a ja daleko od domu. Takie
były czasy.
Maturę pisałam w 1957 roku. W klasie było 20 uczniów a
wychowawczynią była pani Adela Nazarczuk. Była to dziewczęca klasa i były w
niej ze mną trzy koleżanki o popularnym w gminie Michałowo nazwisku Gryko:
Gryko Franciszka, Lucyna i Ludmiła.
Po zdaniu egzaminu dojrzałości poszłam na studia w
Warszawie. Mieszkam tam do dnia dzisiejszego. Teraz w Kazimierowie mieszka mój
syn Marek.
Z Kazimierowa do Liceum uczęszczało sporo młodych ludzi. Moi
sąsiedzi: Zajkowscy - Ryszard, Stanisław, Irena i Czesława oraz Tekień Krystyna
i Alicja.
Wspomnienia Pani Leokadii Zambrzyckiej zapisał Mikołaj Greś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz