niedziela, 12 marca 2017

Nie mogłam pójść do LO, bo byłam córką kułaka.

Pani Leokadia Zambrzycka (Sutryk) urodzona w Kazimierowie chciała po ukończeniu szkoły podstawowej dalszą edukację kontynuować w michałowskim Liceum. Jednak nie było jej dane, bo państwo Zambrzyccy (Józefa i Franciszek) posiadali 24 hektarowe gospodarstwo rolne. Przez władzę ludową byli nazywani ,,kułakami". Nie mając wyboru, z wielkim bólem poszła do szkoły zawodowej. Była jedną z najlepszych uczennic. Ze smutkiem patrzyła na uczniów w LO.


Po śmierci Józefa Stalina (5 marca 1953 roku) w Polsce nastała tzw. odwilż. I wówczas Leokadia Zambrzycka z wielką radością udała się do Liceum. Radość nie była pełna. Władza ludowa chcąc dokuczyć ,,kułakom" zakwalifikowała panią (jako jedyną) do prac w PGR z dala od domu.
- Pamiętam - mówi pani Lodzia - z rodzicami kosiliśmy kosą zboże. Przyjechał nauczyciel i natychmiast musiałam jechać, na cały miesiąc do prac polowych w PGR (Państwowe Gospodarstwo Rolne) na Mazurach. Nie mieli ze mnie pożytku, bo cały czas chorowałam. Bardzo to przeżyłam, bo na wsi w gospodarstwie rolnym rodziców mnóstwo prac polowych, a ja daleko od domu. Takie były czasy.

Maturę pisałam w 1957 roku. W klasie było 20 uczniów a wychowawczynią była pani Adela Nazarczuk. Była to dziewczęca klasa i były w niej ze mną trzy koleżanki o popularnym w gminie Michałowo nazwisku Gryko: Gryko Franciszka, Lucyna i Ludmiła.
Po zdaniu egzaminu dojrzałości poszłam na studia w Warszawie. Mieszkam tam do dnia dzisiejszego. Teraz w Kazimierowie mieszka mój syn Marek.


Z Kazimierowa do Liceum uczęszczało sporo młodych ludzi. Moi sąsiedzi: Zajkowscy - Ryszard, Stanisław, Irena i Czesława oraz Tekień Krystyna i Alicja. 

Wspomnienia Pani Leokadii Zambrzyckiej zapisał Mikołaj Greś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz