niedziela, 12 marca 2017

Nie byłem w V klasie - Wspomnienia absolwenta LO Zdzisława Zambrzyckiego

Mimo, że jestem młodszy od pana Zdzisława aż o 18 lat to znamy się od lat. Zdzisław Zambrzycki urodził się w 1935 roku w Kazimierowie. W latach 80-tych, pełniąc wysokie stanowiska rządowe przyjeżdżał do rodzinnej wsi i zawsze spotykał się z sąsiadami. Pomagał rolnikom w załatwianiu kupna maszyn rolniczych. Takie były czasy w socjalizmie. 

Krótko o naszym absolwencie. W 1962 roku ukończył studia na Akademii Rolniczej w Szczecinie. Obronił pracę doktorską. Poseł na Sejm X kadencji. Od 1973 roku Prezes Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Pełnił tę ministerialną funkcję przez 8 lat. Związany z PSL. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Organizował Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ostatnio pracował w Najwyższej Izbie Kontroli. Emeryt.

Pana Zdzisława odwiedziłem w Warszawie, gdzie mieszka z żoną Zosią. Bardzo miły i sympatyczny człowiek, znakomita kondycja i sylwetka. Wierny Czytelnik naszej lokalnej ,,Gazety Michałowa". - Szkoda, że nie piszesz gazety - zaczął. Bardzo mi się podobała jak byłeś naczelnym redaktorem. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś. Ponieważ znamy się od lat, prywatnie jesteśmy po imieniu to i rozmowa toczyła się w znakomitej atmosferze. 


Michałowskie Liceum (śmiech), kiedy to było, szmat czasu. Wiem, że pierwsi maturzyści kończyli je w roku szkolnym 1950/1951. Ja natomiast - kontynuował - zdawałem maturę w 1953 roku, jak ty Mikołaj się urodziłeś. Przestudiowałem listę 21 maturzystów z mojej klasy i mało kogo pamiętam. Najbardziej kumplowałem z Wiktorem Ostrowieckim. Bardzo zdolny chłopak, szczególnie z matematyki. Kiedyś spotkałem kolegę z Nowej Woli, Michała Niedźwiedzia. Był sekretarzem KW PZPR w Pile. Zabawna historia, bo wojewoda nosił nazwisko Łoś, a kierownik wydziału Zając. Żartowaliśmy z tych nietypowych nazwisk i pogadaliśmy o starych, michałowskich czasach.

Wspominam szkołę i powiem Ci, że nie byłem w V klasie. - Jak to? - dopytuję. - Otóż, moi koledzy byli w klasie VI a ja w IV. Smutno było, poszedłem do dyrektora Stasiewicza z prośbą aby mnie przeniósł też do VI klasy. Na początku nie chciał słyszeć o moim pomyśle. Po kilku dniach zgodził się. Byłem bardzo szczęśliwy.

Pamiętam, że za wypracowanie z języka polskiego otrzymałem piątkę. A było to tak. Podczas wojny w Kazimierowie w naszym sadzie stacjonowali wojska niemieckie. Kręciłem się przy kuchni żołnierskiej. Niemiec kazał mi przynieść kilka jajek i schował do worka z kawą. Następnego dnia kazał mi kręcić młynkiem ziarna kawy. Ja, nie myśląc razem z kawą zmieliłem te jajka. To opisałem i dostałem super ocenę. Oczywiście czytając wypracowanie klasa miała niezły ubaw. Pamiętam, że polonista, który pisał wiersze ciągle mnie wyznaczał do czytania na głos. Nie bardzo mi to pasowało i wymyśliłem taki numer. Kiedyś pisaliśmy obsadką maczając stalówkę w atramencie. Otóż, jak polonista wywołał mnie do czytania wziąłem kałamarz z atramentem i wylałem na dłonie. Poszedłem na środek klasy, wziąłem książkę tymi rękami i cała była w atramencie. Więcej mnie nauczyciel nie brał do czytania.

Jeszcze tkwi mi w pamięci beczka pełna tranu sprowadzanego z zagranicy. Każdy uczeń na długiej przerwie musiał wypić 2 łyżki wstrętnego lekarstwa. Nauczyciele pilnowali, aby każdy pił. Brałem ze sobą sól i jakoś to łykałem.

W Liceum uczyłem się dobrze. Lubiłem pisać. Kiedyś były lekcje kaligrafii. Szkoda, że dzisiaj tego nie ma. Wygrałem nawet zawody w najładniejszym pisaniu. Stąd później będąc w wojsku w Szczecinie byłem pisarzem u generała Wojciecha Jaruzelskiego. 

Czy chodziłem na wagary? Zdarzało się. Tuż za Kazimierowem były tereny bagienne i znakomity lód. Miałem piękne łyżwy. Wychodziłem punktualnie z domu. Teczkę z książkami kładłem pod drzewem i całymi dniami śmigałem. To była frajda, do czasu. Mego tatę spotkał wychowawca w sklepie w Michałowie i zapytał: Kiedy Zdzisiek wyzdrowieje i przyjdzie do szkoły? Ojciec nic mi nie powiedział. Następnego dnia szedł za mną i ,,złapał" na gorącym uczynku. Przyszliśmy do domu i pas poszedł w ruch. 

Maturę zdałem bez problemu i złożyłem dokumenty na studia w Gdańsku. Pojechałem na uczelnię a tam rektor przeczytał opinię z gminy i nie zostałem przyjęty. - Co tam było napisane? - pytam z zaciekawieniem. - Otóż, drogi Mikołaju urzędnik (do dzisiaj pamiętam jego nazwisko) napisał, że mój tata Franciszek jest tzw. ,,kułakiem", posiadaczem aż 24 hektarów ziemi, niepoprawny politycznie i społecznie. Koniec ze studiami. Pojechałem do Warszawy. Dotarłem do wiceministra Szkolnictwa Wyższego na ulicy Miodowej. Niestety, decydowała opinia z gminy. Takie były czasy.

Co jeszcze pamiętam z ciekawych wydarzeń z LO w Michałowie? Budowaliśmy budynek szkolny z rozbieranej kirchy. Nosiliśmy cegły na nowy obiekt. Nauczyciele byli wspaniali, sprawiedliwi, wymagający. - Jako absolwent LO w Michałowie zajmowałeś wysokie stanowiska. Jednak jak przyjeżdżałeś do Kazimierowa, zawsze byłeś fajnym sąsiadem, naszym Zdzisławem. Nie uderzyła Ci woda do głowy. Jak to ocenisz?

- Cóż, taka moja natura - mówi Zdzisław. Ważne jest wychowanie i kultura wyniesiona z domu rodzinnego. Znałem osobiście i współpracowałem z politykami z pierwszych stron gazet. Miałem propozycje objęcia funkcji ambasadora Polski i wojewody podlaskiego. Ważniejsza była jednak rodzina. Myślę, że moi trzej synowie otrzymali dobre wykształcenie i poradzą sobie w życiu. Jestem emerytem, poluję, dużo podróżuję, dbam o zdrowie. Mam nadzieję, że dożyję w zdrowiu do spotkania z okazji 70 lecia, naszego Liceum Ogólnokształcącego w Michałowie. Mojej rodzinnej gminie Michałowie życzę jak najlepszego rozwoju a znajomym zdrowia. 







                                               
Wspomnień wysłuchał i je spisał - Mikołaj Greś


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz