sobota, 25 marca 2017

Moje wspomnienia są właśnie takie...

Liceum Ogólnokształcące w Michałowie to wspaniałe wspomnienie związane z nauczycielami, koleżankami i kolegami.

To wspaniała wychowawczyni pani Taisa Subieta o wyrozumiałości wielkiej jak „sala gimnastyczna”, która prowadziła nas przez cztery kolejne lata i to wszystko dzielnie znosiła, choć czasami nas straszyła, że poprosi o zmianę wychowawcy.

Liceum to też szatnia przy harcówce, tak mała, a mimo to mieściły się w niej wszystkie nasze okrycia (ośmiu klas), dyżurni i czasami ktoś, kto nie mógł iść właśnie na lekcje.

To też sobotnie praktyki w lesie, dyskoteki w sali gimnastycznej, fakultety z j. polskiego u pani Laskowskiej, gdzie siedzieliśmy na podłodze na zapleczu sali i zgłębialiśmy wiedzę, którą nam serwowano.

To uroczystości i apele poniedziałkowe, wielotygodniowe przygotowania do studniówki, która odbywała się w szkole.



To nasza klasa I,II,III,IVb, której lepiej wychodziły spotkania integracyjne i uroczystości niż wysokie rankingi w nauczaniu.

To klasa, która sobie pomagała, szybko się zintegrowała i pozostała taka do końca.


To Ula, Adam, Maciek, którzy przez cztery lata dojeżdżali z Białegostoku, a nie odwrotnie do tak fajnej szkoły.

To koleżanki, które mieszkały na stancji i były daleko od domu.

To strach przed fizyką, która wcale aż tak nie była straszna, a pan Marciniak wspominany jest do dziś bardzo pozytywnie, choć nie raz różne przedmioty i materie fruwały po klasie.

To lekcje W-F na korytarzu i biegi po schodach, do góry i na dół odbywające się za przewinienia u pana Barszczewskiego.

To matura i przygotowania do niej pod czujnym okiem naszych nauczycieli. Były to fajne spotkania przygotowujące do matury, które jeszcze bardziej nas zbliżyły do przedmiotu i nauczyciela.


To ciekawe lekcje geografii z zawsze elegancką panią Grzywaczewską, ale też angielski wzbogacany ciekawymi historiami pani Krućko.


To biologia i chemia gdzie lekcja zaczynała się od odpytywania, a my nie mogliśmy nigdy przewidzieć strategii pani Przyłożyńskiej.

To technika z panem Kalinowskim, gdzie panowała ogromna dyscyplina, a o ściąganiu nikt nie myślał.

To pierwszy dzień wiosny, który zawsze był wesoły i dopiero w IV klasie pozwoliliśmy sobie na ucieczkę z lekcji. Odbyły się wówczas poszukiwania na wielką skalę prowadzone przez panią Taisę.



To klasa, która ma chęć spotkać się po latach. Odbyło się już kilka spotkań naszej klasy. W tym roku przypada 25 lat po maturze oraz jak wiemy 70 lecie szkoły, mam nadzieję, że będziemy jak zwykle obecni.

To matematyka z panią Greś gdzie liczyliśmy zawsze na łut szczęścia i pomoc zdolniejszych kolegów.

PO – musztra, maski gazowe, i strzelanie pod czujnym okiem ówczesnego dyrektora pana Leona Jarmocik.

Historia i psikusy z eksponatami - najczęściej używane były granaty i hełmy.

O szkole można mieć różne wspomnienia, pewnie każdy z nas ma inne, którymi może się podzielić. Moje są właśnie takie.

Agnieszka Małgorzata Czerniawska (Zubrycka) 
rocznik 1992

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz