piątek, 28 lipca 2017

30 lat pracy w LO wspomina pani Irena Przyłożyńska

Kiedy przyszłam do pracy w Liceum Ogólnokształcącym w Michałowie w 1977 roku, Pan Nos był Dyrektorem Gminnym, Pani Woźniewska była zastępcą Dyrektora Gminnego, Pani Borowska zajmowała się sprawami Szkoły Podstawowej, a Pan Sokołowski dbał o sprawy Liceum. Był to bardzo dobry zespół dyrektorski. Także zespół nauczycieli w szkole podstawowej i w liceum był bardzo zgrany. Nauczyciele spędzali w szkole i ze sobą bardzo dużo czasu, dobrze rozumieli się na radach pedagogicznych i współpracowali na przerwach. W tamtych czasach dyrektorzy byli na przerwach w pokoju nauczycielskim razem z nauczycielami. Tam poruszało się różne problemy związane z nauką i sprawy wychowawcze i w ogóle dużo się rozmawiało. Na radach pedagogicznych mówiło się o kształcenie i o wychowaniu, ale także o opiece nad uczniami. Organizacja pracy była bardzo dobra. Kiedy jakiś nauczyciel szedł na zwolnienie lekarskie i trzeba było go zastąpić, zaraz pojawiał się rozpisany grafik zastępstw. 



Kiedy rozpoczęłam pracę w LO pan Sokołowski był dyrektorem już kilka lat. Ja pamiętam go z tego, że był dobrym dyplomatą. Nie krytykował wprost. Jeśli mówił o błędach to w taki sposób, że osoba nie czuła się urażona, a wręcz przeciwnie, chciała naprawić swoje błędy i pracować jeszcze lepiej. To ważna cecha u dyrektora. Umiał pochwalić, ale i w taktowny sposób wskazać na błędy. Wspominam go bardzo dobrze jako dyrektora.

Zaraz po przyjściu do pracy uczyłam biologii i chemii. W tamtych czasach liceum mieściło się w tym samym budynku co szkoła podstawowa, na ostatnim piętrze, ale pokój nauczycielski był wspólny dla wszystkich nauczycieli. Na II piętrze, w 2 salach mieścił się internat, w którym byłam też wychowawczynią. W tych czasach jego kierownikiem był Mikołaj Matys. Internat został zlikwidowany w latach 80-tych.

Obok szkoły był blok mieszkalny dla kadry nauczycielskiej. Budowano go za kadencji pana Leszka Nosa i Henryka Sokołowskiego. W szkole była także stołówka.


Od prawej: Mikołaj Matys, Irena Przyłożyńska, Teresa Laskowska, Alicja Domanowska, Henryk Sokołowski

Kiedy przyszłam do pracy w liceum, to moją opiekunką została Alicja Domanowska, która uczyła matematyki. W tym czasie historii uczył Mikołaj Matys, angielskiego Stanisława Krućko, geografii Tadeusz Wendereusz, matematyki Alicja Domanowska, polskiego Teresa Laskowska i Henryk Sokołowski, przysposobienia obronnego – pan Leszek Nos i geografii, języka rosyjskiego – Taissa Subieta. Ja uczyłam biologii i chemii.

Najbardziej pamiętam z tego czasu to, że nauczyciele i dyrektorzy Szkoły Podstawowej i Liceum trzymali się razem. Jeśli był jakiś problem z uczniem to omawiano go na przerwach i albo nauczyciele wspierali się nawzajem, albo dyrektor oferował, że rozwiąże problem.

Z pierwszych lat mojej pracy i czasów dyrektora Sokołowskiego pamiętam szkolne czyny społeczne. W pamięci zostały mi też rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego i pożegnanie maturzystów. Przy okazji tych uroczystości do sali gimnastycznej wprowadzany był sztandar LO. Szczególnie wzruszający był ceremoniał przekazywania sztandaru przez uczniów najstarszej, 4 klasy, uczniom klasy trzeciej. W tym momencie nauczyciele i uczniowie czuli dumę z bycia częścią społeczności LO w Michałowie. Pamiętam też jak wszyscy uczniowie i nauczyciele śpiewali hymn państwowy. Wszyscy stali na baczność, nikomu nie przyszło do głowy trzymać rąk w kieszeni czy rozmawiać. Wszystko było bardzo uroczyste i każdy dbał o to by zachowywać się właściwie.

Historia kraju miała też wpływ na różne zmiany w liceum. Społeczność szkolna nie pozostawała obojętna na przemiany, których ceną było to, że dyrektor Sokołowski przestał pełnić swoją funkcję w czasie stanu wojennego w 1981 roku.

We wrześniu 1982 roku dyrektorem LO została Pani Teresa Laskowska. Były to bardzo trudne lata w Polsce. Po zakończeniu jej kadencji zaproponowano mnie pełnienie funkcji dyrektora. Nie miałam przygotowania do tego odpowiedzialnego zadania. Dobrze czułam się ucząc i lubiłam to robić, ale przekonano mnie, że powinnam zostać dyrektorem liceum dopóki nie znajdzie się ktoś inny. Niełatwo było znaleźć osobę na to stanowisko i moje dyrektorowanie trwało 2 lata. 

Pani Irena Przyłożyńska jako dyrektor dekoruje najlepszych uczniów na zakończenie roku szkolnego.

Były to dla mnie bardzo ciężkie lata. Miałam 32 lata i tylko 8 lat stażu nauczycielskiego. Nie byłam przygotowana do pełnienia tej funkcji i był to czas dużych zmian kadrowych, związanych ze zmianami w systemie oświaty. Było też mnóstwo innych problemów, np. związane z dostawami węgla do szkoły i do Domu Nauczyciela, które nie ułatwiały sprawnego zarządzania i funkcjonowania LO.

To były ciężkie czasy po stanie wojennym, kiedy były ogromne problemy ekonomiczne, które nałożyły się na zmiany polityczne. Dlatego bardzo ucieszyłam się, kiedy pan Leon Jarmocik został dyrektorem LO w 1987 roku.

Znowu mogłam tylko uczyć i była to duża ulga. Jeśli chodzi o pracę z młodzieżą i problemy wychowawcze, dydaktyczne i opiekuńcze, to nie było żadnych problemów, bo nauczyciele byli doświadczeni, z dużym stażem, pracowali solidnie. Ambicją było, żeby uczniowie dostawali się na studia wyższe i wielu uczniom się to udawało. Każda matura i każdy egzamin wstępny to był stres i przejmowanie się także dla kadry nauczycielskiej i dla mnie. Przeżywałam to tak, jakbym sama zdawała egzamin. Była to sprawa ambicjonalna. Wszystkim zależało, żeby młodzież się dostała się na studia. Pamiętam wielu zdolnych uczniów, którzy kończyli szkołę z wyróżnieniem, a potem wybierali studia związane z przedmiotami, których nauczałam. Było wielu bardzo zdolnych absolwentów, którzy kończyli medycynę, biologię, chemię czy weterynarię. 

Studniówka 1996

Z mojej pracy nauczycielki pamiętam olimpiady ochrony środowiska, a także działalność Szkolnej Ligi Przyrody. Wytypowaliśmy jedno drzewo jako pomnik przyrody na ulicy Gródeckiej – starą lipę. Na drzewie umieszczono odpowiednią tabliczkę informacyjną. Szkolna Liga Ochrony Przyrody zgłosiła tę lipę i szkoła się nią zaopiekowała. Dzisiaj tabliczki już nie ma, ale lipa ciągle stoi.

Na początku mojej pracy na lekcjach było więcej czasu, bo było więcej godzin przeznaczonych na chemię i biologię – po 2 godziny w każdej klasie. Po stanie wojennym likwidowano godziny, bo brakowało pieniędzy na oświatę. Szkołom dano swobodę w decydowaniu z jakich godzin można zrezygnować. Podjęto decyzję, o ograniczeniu o jedną godzinę chemii w klasie III.

Były to czasy bez komputerów, więc uczeń przychodził do tablicy. Odpowiadał przy niej i był z nim bezpośredni kontakt. Jak się prowadziło nową lekcję i prowadziło doświadczenia to uczniowie podchodzili do tablicy i zapisywali wzory chemiczne reakcji.

Doświadczenia chemiczne były proste, np. reakcje kwasów z innymi substancjami, reakcje z sodem, który wybuchał, zbieranie wodoru i potem spalanie go, cynk z kwasem. Uczniom podobały się te, które wybuchają.

Hodowaliśmy rybki, myszki, świnki morskie i chomiki. A był też czas, że hodowaliśmy skrzek żabi i mogliśmy obserwować kijanki. Potem zaniechałam tego eksperymentu, bo nie były to jednak warunki naturalne i sporo tego skrzeku ginęło. Często używaliśmy mikroskopów na lekcji. Prowadziliśmy też taki eksperyment ze stężeniem ozonu w atmosferze – każdy uczeń musiał zasadzić pewną roślinę przesłaną przez organizatora eksperymentu we własnym ogródku i obserwować jej rozwój.

Zdarzały się ucieczki całej klasy z lekcji, ale zdarzało się to bardzo rzadko – raz na cały czas pobytu danego rocznika w szkole i uczniowie robili to z klasą. Pamiętam jedną klasę, która zrobiła mi taką niespodziankę – pewnego dnia nie przyszli do mnie na lekcję, a na drzwiach zostawili mi taką wiadomość. „Proszę się o nas nie martwić. Poszliśmy na górkę na sanki. Proszę sobie odpocząć.”

Otrzęsiny klasy pierwszej - 2001

Takie to były czasy. Pod koniec mojej pracy, sytuacja szkoły i czasy były już trochę inne. Trzeba się było do nich przystosować. Czasami było trudniej, a czasami pracowało się całkiem dobrze. Swoją pracę nauczyciela w LO w Michałowie zakończyłam w 2007 roku. Liceum w Michałowie ukończyły też moje dzieci, które dostały się na studia wyższe i po latach wspominają swój czas w małym liceum, które dało im przepustkę do realizacji swoich marzeń.

Wspominała Irena Przyłożyńska 
nauczycielka LO w latach 1977 - 2007.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz